Wystarczył jeden anonimowy sygnał, aby uruchomić skomplikowaną machinę urzędniczą wobec placówki niosącej pomoc osobom bezdomnym. Choć przez lata działalności nikt nie zgłaszał problemów zdrowotnych, a wszyscy podopieczni cieszyli się dobrym samopoczuciem, nagle pojawiły się zarzuty dotyczące bezpieczeństwa żywności. Jeden donos wystarczył, by wzbudzić wątpliwości co do standardów panujących w ośrodku.
Według relacji zaangażowanych w sprawę, dwie inspektorki z sanepidu odwiedziły placówkę. Nie odnalazły one jednak żadnych śladów rzekomo zepsutych produktów spożywczych. Zamiast tego, skupiły się na innych aspektach funkcjonowania kuchni. Zauważono między innymi przeterminowaną kostkę bulionową, której termin ważności minął kilka miesięcy wcześniej. Co więcej, stwierdzono brak dwukomorowego zlewu, zmywarki przemysłowej oraz wyparzarki do naczyń.
Sanepid a rzeczywistość: brak zagrożenia, a jednak kontrola
Inspektorzy uznali, że brak wymienionego sprzętu stwarza potencjalne ryzyko dla zdrowia osób korzystających z posiłków. Artur Drzazga, który wraz z żoną Izabelą od trzech lat prowadzi tę charytatywną inicjatywę, wyraził swoje zdziwienie i rozgoryczenie. Podkreślał, że przez cały okres działalności nie odnotowano ani jednego przypadku zatrucia pokarmowego. Nikt nie trafił do szpitala, a wszyscy podopieczni pozostają w dobrym zdrowiu.
Pan Artur, emerytowany górnik, wraz z małżonką od początku swojej działalności kierowali się sercem. Rozpoczęli od wydawania posiłków na ulicy, a następnie otrzymali lokal od miasta. Nie pobierają żadnych środków finansowych z budżetu państwa ani organizacji publicznych. Ich celem jest przede wszystkim pomoc potrzebującym, a nie prowadzenie dochodowego biznesu.
Biurokracja kontra pomoc potrzebującym: kiedy wystarczył jeden donos
Po wizycie służb sanitarnych, państwo Drzazga otrzymali oficjalne zawiadomienie o wszczęciu postępowania administracyjnego. Argumentacja opierała się na konieczności zapewnienia bezpieczeństwa osobom korzystającym z ich wsparcia. Lokalny radny, Alan Szatyło, zaangażował się w sprawę, podkreślając paradoks sytuacji. Wystarczył jeden donos, aby uruchomić procedury, mimo braku negatywnych konsekwencji dla podopiecznych.
Klaudia Bartkowiak, rzeczniczka Urzędu Miejskiego w Wodzisławiu Śląskim, potwierdziła, że zgłoszenie od mieszkańca wpłynęło do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Dotyczyło ono rzekomo niedostosowania placówki do aktualnych wymogów sanitarnych. MOPS, działając zgodnie z procedurami, powiadomił odpowiednie instytucje. Należy jednak zaznaczyć, że do tej pory nie wpłynęły żadne oficjalne skargi na działalność świetlicy.
Pan Drzazga nie kryje swojego oburzenia. Dziwi się, że placówka, która pomaga potrzebującym, jest traktowana w taki sposób. Podkreśla, że nie jest to restauracja, gdzie klienci płacą za usługi. To miejsce, gdzie ludzie otrzymują bezpłatne wsparcie.
Ta sytuacja pokazuje, jak jeden anonimowy sygnał może wywołać lawinę działań, nawet jeśli nie ma ku temu faktycznych podstaw. Wystarczył jeden donos, by podważyć wieloletnią, bezproblemową działalność charytatywną. Warto zastanowić się nad proporcjonalnością reakcji urzędowych w takich przypadkach. Zachęcamy do zapoznania się z innymi przykładami, gdzie biurokracja utrudnia działalność społeczną, przeczytaj więcej na ten temat. Ponadto, zobacz również podobny artykuł dotyczący podobnych wyzwań.