Maksymalnie 40 tys. zł na kontrakcie – rewolucja w zarobkach lekarzy czy konieczność?

Maksymalnie 40 tys. zł na kontrakcie – rewolucja w zarobkach lekarzy czy konieczność?

Avatar photo Anna
27.10.2025 19:01
8 min. czytania

W polskim systemie ochrony zdrowia zawrzało. Propozycja, która pojawiła się na stole obrad, budzi ogromne emocje i zmusza do głębokiej refleksji nad przyszłością opieki medycznej w naszym kraju. Mówimy o pomyśle, aby wynagrodzenie personelu medycznego na umowach cywilnoprawnych wynosiło maksymalnie około 40 tysięcy złotych miesięcznie w przeliczeniu na jeden etat. To inicjatywa Ministerstwa Zdrowia, przedstawiona podczas spotkania Trójstronnego Zespołu ds. Ochrony Zdrowia. Zanim jednak ulegniemy skrajnym opiniom, przyjrzyjmy się faktom. Czym jest ta propozycja, skąd się wzięła i co może oznaczać dla nas – pacjentów?

Temat ten jest niezwykle złożony, ponieważ dotyka sedna problemów trawiących publiczną służbę zdrowia od lat. Z jednej strony mamy do czynienia z ogromnymi dysproporcjami w zarobkach, a z drugiej z ryzykiem odpływu najlepszych specjalistów. Dlatego tak ważne jest, aby zrozumieć wszystkie argumenty i spojrzeć na sytuację z empatią, ale i w oparciu o twarde dane.

Skąd wziął się pomysł na limit wynagrodzeń?

Pomysł wprowadzenia górnej granicy zarobków nie jest dziełem przypadku. To odpowiedź na rosnące i coraz bardziej widoczne nierówności płacowe w sektorze medycznym. Od lat mówi się o tak zwanych “kominach płacowych”, czyli sytuacjach, w których pojedynczy specjaliści zarabiają kwoty wielokrotnie przewyższające pensje reszty personelu. Dzieje się tak głównie w przypadku umów cywilnoprawnych, potocznie zwanych kontraktami.

Dane przedstawione przez Agencję Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji są alarmujące. Okazuje się, że choć mediana wartości kontraktu lekarza specjalisty jest wysoka, to najwyższy 1 procent umów sięgał kwot od 100 do nawet 300 tysięcy złotych miesięcznie. To pieniądze pochodzące ze środków publicznych, czyli z naszych składek. Takie dysproporcje rodzą frustrację wśród pielęgniarek, ratowników medycznych, fizjoterapeutów czy lekarzy na etatach, których pensje są znacznie niższe. Wprowadzenie limitu ma być krokiem w stronę większej sprawiedliwości płacowej i racjonalizacji wydatków.

Celem jest ukrócenie praktyk, w których wynagrodzenie jest powiązane procentowo z wartością wykonanej, wysoko wycenianej procedury medycznej. Taki system, zdaniem strony społecznej, prowadzi do patologii. Proponowany limit maksymalnie ograniczyłby te skrajne przypadki, nie uderzając w większość lekarzy pracujących na kontraktach.

Ministerstwo Zdrowia i Trójstronny Zespół – kto decyduje?

Aby zrozumieć wagę tej propozycji, warto wiedzieć, kto za nią stoi i gdzie toczą się rozmowy. Głównym inicjatorem jest Ministerstwo Zdrowia. Jest to centralny organ w Polsce, który odpowiada za kształtowanie polityki zdrowotnej państwa. To właśnie ministerstwo przygotowuje projekty ustaw i nadzoruje cały system ochrony zdrowia. Jego rola jest więc kluczowa.

Jednak propozycja nie została ogłoszona jednostronnie. Przedstawiono ją na forum Trójstronnego Zespołu ds. Ochrony Zdrowia. To bardzo ważne ciało doradcze, w którym spotykają się trzy strony: przedstawiciele rządu (właśnie Ministerstwo Zdrowia), pracodawców (dyrektorzy szpitali) oraz pracowników (związki zawodowe reprezentujące różne grupy medyczne). Dzięki takiej formule dialog jest możliwy, a każda strona może przedstawić swoje argumenty. To właśnie tam wypracowywane są kompromisy w najważniejszych dla systemu sprawach.

Obecne rozmowy są więc dopiero początkiem długiej drogi. Propozycja ministerstwa to punkt wyjścia do dalszych negocjacji. Ostateczny kształt ewentualnych przepisów będzie zależał od tego, czy uda się znaleźć rozwiązanie akceptowalne dla wszystkich partnerów.

Jak miałby działać limit maksymalnie 40 tys. zł?

Diabeł, jak zwykle, tkwi w szczegółach. Propozycja resortu zdrowia jest dość konkretna. Limit wynagrodzenia miałby być powiązany ze stawką godzinową, obliczaną jako ułamek płacy minimalnej. W praktyce oznaczałoby to, że miesięczne zarobki na kontrakcie, w przeliczeniu na pełny wymiar czasu pracy, nie mogłyby przekroczyć kwoty oscylującej wokół 40 tysięcy złotych.

Co istotne, propozycja zakłada również, że wynagrodzenia kontraktowe nie mogłyby być określane jako procent od wartości wykonanej procedury. To właśnie ten mechanizm jest dziś uznawany za jedną z głównych przyczyn powstawania gigantycznych “kominów płacowych”. Wprowadzenie sztywnego limitu ma na celu sprawienie, by zarobki były bardziej przewidywalne i sprawiedliwe.

Warto podkreślić, że limit dotyczyłby umów cywilnoprawnych. To forma zatrudnienia, która różni się od klasycznej umowy o pracę. Lekarz na kontrakcie najczęściej prowadzi własną działalność gospodarczą i świadczy usługi na rzecz szpitala. Daje mu to większą elastyczność i wyższe zarobki, ale jednocześnie pozbawia przywilejów pracowniczych, takich jak płatny urlop czy zwolnienie chorobowe. Dlatego właśnie ta forma zatrudnienia znalazła się na celowniku resortu, który chce, aby zarobki były wysokie, ale nie astronomiczne.

Umowy cywilnoprawne – elastyczność czy patologia systemu?

Kontrakty B2B (business-to-business) stały się w polskiej medycynie niezwykle popularne. Dla wielu lekarzy, zwłaszcza w deficytowych specjalizacjach, to jedyny sposób na godziwe zarobki i elastyczność w układaniu grafiku. Szpitale z kolei chętnie korzystają z tej formy, ponieważ jest dla nich tańsza i mniej zobowiązująca niż etat. Jednak system ten ma też swoją ciemną stronę.

Lekarze na kontraktach często pracują ponad ludzkie siły, biorąc dyżury w kilku placówkach jednocześnie. Brak płatnych urlopów i zwolnień chorobowych zmusza ich do pracy nawet wtedy, gdy są zmęczeni lub chorzy. To prosta droga do wypalenia zawodowego, a w skrajnych przypadkach – do tragicznych w skutkach błędów medycznych. System, który pozwala zarobić maksymalnie dużo w krótkim czasie, sprzyja przepracowaniu.

Zwolennicy limitu argumentują, że ograniczenie skrajnie wysokich stawek mogłoby zachęcić lekarzy do powrotu na bezpieczniejsze umowy o pracę. To z kolei przełożyłoby się na większą stabilność kadr w szpitalach i lepszą jakość opieki. Przeciwnicy ostrzegają jednak, że zbyt restrykcyjne przepisy mogą spowodować odpływ najlepszych specjalistów do sektora prywatnego lub za granicę, gdzie nikt nie będzie ograniczał ich zarobków.

Co to wszystko oznacza dla pacjenta?

W całej tej dyskusji najważniejsze pytanie brzmi: jak te zmiany wpłyną na nas, pacjentów? Odpowiedź nie jest prosta, ponieważ potencjalne skutki mogą być zarówno pozytywne, jak i negatywne. To od mądrości ustawodawcy zależy, który scenariusz się zrealizuje.

Z jednej strony, racjonalizacja wydatków na wynagrodzenia może uwolnić środki, które będzie można przeznaczyć na inne cele. Być może na lepszy sprzęt, na podwyżki dla niżej zarabiającego personelu, a może na skrócenie kolejek do specjalistów. Bardziej sprawiedliwy system płac mógłby też zmniejszyć frustrację w zespołach medycznych, co z pewnością wpłynęłoby pozytywnie na atmosferę w szpitalach i jakość opieki.

Z drugiej strony, istnieje realne ryzyko. Jeśli najlepsi specjaliści, zniechęceni limitem zarobków, odejdą z publicznych szpitali, dostęp do wysokospecjalistycznych procedur może stać się jeszcze trudniejszy. Może się okazać, że na skomplikowany zabieg będziemy musieli czekać dłużej lub szukać pomocy w drogich, prywatnych klinikach. Dlatego tak kluczowe jest znalezienie złotego środka.

Jaka przyszłość czeka system ochrony zdrowia?

Propozycja Ministerstwa Zdrowia to ważny, ale dopiero pierwszy krok w trudnej dyskusji. Nikt nie ma wątpliwości, że obecny system wynagrodzeń w ochronie zdrowia wymaga głębokiej reformy, która pozwoli go uzdrowić i uczynić bardziej sprawiedliwym. Pomysł, by zarobki na kontrakcie wynosiły maksymalnie 40 tysięcy złotych, jest próbą wyznaczenia pewnych ram i ograniczenia patologii. Jednak samo wprowadzenie limitu nie rozwiąże wszystkich problemów.

Konieczne są rozwiązania systemowe. Potrzebujemy strategii, która zachęci młodych ludzi do studiowania medycyny i wybierania trudnych specjalizacji. Musimy stworzyć warunki pracy, które nie będą prowadzić do wypalenia zawodowego. Przede wszystkim zaś musimy pamiętać, że w centrum tego systemu zawsze powinien być pacjent. Każda zmiana, nawet ta dotycząca pieniędzy, musi być oceniana przez pryzmat tego, czy poprawi, czy pogorszy jakość i dostępność leczenia w Polsce.

Debata na pewno będzie gorąca i długa. Warto ją śledzić, ponieważ jej wynik wpłynie na zdrowie każdego z nas. Miejmy nadzieję, że dialog w ramach Trójstronnego Zespołu przyniesie mądry kompromis, który wzmocni publiczną ochronę zdrowia.

Jeśli chcesz zgłębić temat nierówności płacowych w medycynie, przeczytaj więcej na ten temat w naszym raporcie. Interesuje Cię, jak funkcjonuje system kontraktów w innych krajach? Zobacz również podobny artykuł o rozwiązaniach europejskich.

Zobacz także: