Szok na Łazienkowskiej! Legia Warszawa za burtą Pucharu Polski po niewiarygodnym dreszczowcu!

Szok na Łazienkowskiej! Legia Warszawa za burtą Pucharu Polski po niewiarygodnym dreszczowcu!

Avatar photo Piotr Sport
31.10.2025 03:04
7 min. czytania

Warszawa zamarła. Cisza, która zapadła na trybunach stadionu przy Łazienkowskiej, była głośniejsza niż najgłośniejszy doping. To był prawdziwy szok, nokaut w ostatniej rundzie, cios prosto w serce pucharowych ambicji. Legia Warszawa, hegemon i rekordzista tych rozgrywek, upadła na własnym terenie. Pogoń Szczecin po heroicznym boju i dogrywce wyrwała zwycięstwo 2:1, eliminując obrońcę trofeum już na wczesnym etapie. Ten wieczór przejdzie do historii jako dowód na to, że w futbolu nic nie jest dane na zawsze.

Kiedy sędzia Szymon Marciniak zagwizdał po raz ostatni, piłkarze w białych koszulkach padli na murawę. Jedni z euforii, drudzy z bezsilności. Dla tysięcy kibiców na trybunach to był szok, z którego trudno będzie się otrząsnąć. Legia, która Puchar Polski zdobywała aż 20 razy, miała bronić tytułu z dumą. Zamiast tego, żegna się z marzeniami w październikowy wieczór, który miał być tylko kolejnym przystankiem na drodze do finału na Stadionie Narodowym.

Tytani na kolanach. Jak doszło do sensacji?

Początek spotkania nie zapowiadał jednak trzęsienia ziemi. Mecz przypominał partię szachów, w której obaj arcymistrzowie badali swoje siły. Edward Iordănescu, były selekcjoner reprezentacji Rumunii, ustawił swoją Legię w sposób wyrachowany. Z kolei Thomas Thomasberg, którego Pogoń mogła pochwalić się imponującą serią 21 meczów bez porażki, postawił na żelazną dyscyplinę w defensywie. Pierwsze 45 minut to była walka o każdy centymetr boiska, ale brakowało w niej iskier, które rozpalają emocje.

Legia próbowała przejąć inicjatywę. Akcje Kacpra Urbańskiego i Damiana Szymańskiego budziły nadzieję, ale brakowało im wykończenia. Pogoń z kolei, choć groźna po stałych fragmentach gry i dośrodkowaniach Kamila Grosickiego, nie potrafiła realnie zagrozić bramce strzeżonej przez Gabriela Kobylaka. W powietrzu unosił się zapach taktycznej batalii, a nie otwartej wojny. Nikt nie spodziewał się, że druga połowa przyniesie tak gwałtowną zmianę scenariusza.

Przebudzenie bestii i cios Grosickiego

Po przerwie na boisko wyszła zupełnie inna Pogoń. Portowcy, jakby natchnieni słowami swojego trenera, ruszyli do ataku z furią. I w 58. minucie stadion zamarł po raz pierwszy. Mora N’Diaye posłał prostopadłe podanie, które przecięło linię obrony Legii jak gorący nóż masło. Do piłki dopadł on – Kamil Grosicki. Kapitan Pogoni, weteran wielkich bitew, w sytuacji sam na sam z bramkarzem zachował zimną krew. Ograł Steve’a Kapuadiego, minął Kobylaka i posłał piłkę do siatki. Gest, który wykonał po golu, dedykując go zmarłej babci, dodał tej chwili niezwykłego, ludzkiego wymiaru. To nie był tylko gol, to była historia.

Reakcja Legii na stratę gola była jak szok termiczny. Zespół stracił rezon, a w jego szeregi wkradła się nerwowość. Pogoń poczuła krew. Chwilę później mogło być już 2:0, ale Sam Greenwood w dogodnej sytuacji nie zdołał pokonać bramkarza. Gospodarze wyglądali na zranionych, oszołomionych. Wydawało się, że lada moment mogą przyjąć kolejny cios, który zakończy ten pojedynek.

Odpowiedź godna mistrza… która nie wystarczyła

Jednak Legia to klub z charakterem, który nigdy się nie poddaje. Iordănescu rzucił na boisko świeże siły, a jego podopieczni ruszyli do odrabiania strat. Impuls dał Wahan Biczachczjan, którego strzał z dystansu był pierwszym poważnym ostrzeżeniem. A w 77. minucie trybuny eksplodowały. Po precyzyjnym dośrodkowaniu Juergena Elitima najwyżej w polu karnym wyskoczył Kamil Piątkowski i potężnym strzałem głową nie dał szans Valentinowi Cojocaru. Remis! Legia wróciła z dalekiej podróży. W tamtym momencie wydawało się, że losy meczu znów się odwróciły. Gospodarze, niesieni dopingiem, chcieli pójść za ciosem i zakończyć mecz w regulaminowym czasie gry.

Pogoń jednak przetrwała napór. Thomasberg uspokoił swój zespół, a jego piłkarze pokazali niesamowitą dojrzałość taktyczną. Mecz wszedł w fazę, w której jeden błąd mógł kosztować wszystko. Obie drużyny, świadome stawki, nie chciały ryzykować. Konieczna była dogrywka.

Dogrywka, czyli szok w czystej postaci

Dodatkowe 30 minut to była kwintesencja pucharowej dramaturgii. Zmęczenie dawało o sobie znać, a na boisku było coraz więcej miejsca. I wtedy, w 117. minucie, nadszedł moment, który zdefiniował ten mecz. Legia miała piłkę meczową. Damian Szymański znalazł się w idealnej sytuacji, strzelił z bliska, ale Valentin Cojocaru popisał się interwencją, która przejdzie do legendy. To była obrona, która wygrała mecz.

Rumun natychmiast wznowił grę, a Pogoń ruszyła z kontratakiem, który był jak błyskawica. Rajmund Molnar popędził skrzydłem, zagrał do Musy Juwary, a ten dostrzegł wbiegającego w pole karne Adriana Przyborka. Młody zawodnik bez zastanowienia uderzył piłkę, która wpadła do siatki obok bezradnego Kobylaka. 2:1 dla Pogoni! Nikt nie spodziewał się, że ten wieczór przyniesie taki szok. Cisza, która zapadła na stadionie, była przerażająca. Legia była na deskach. Tym razem nie zdołała już powstać.

Pojedynek strategów: Iordănescu kontra Thomasberg

Ten mecz był również fascynującym starciem dwóch trenerskich filozofii. Edward Iordănescu, który prowadził Rumunię na wielkich turniejach, próbował narzucić rywalowi swój styl oparty na posiadaniu piłki i kontroli. Jednak jego plan w kluczowych momentach zawiódł. Legia, mimo optycznej przewagi, nie potrafiła stworzyć wystarczającej liczby klarownych sytuacji. Taki obrót spraw to bez wątpienia szok dla całego środowiska związanego z warszawskim klubem.

Z drugiej strony Thomas Thomasberg okazał się mistrzem strategii. Jego Pogoń była jak dobrze naoliwiona maszyna. Cierpliwa w obronie, zabójczo skuteczna w kontratakach. Duńczyk, który kontynuuje swoją niesamowitą passę bez porażki, idealnie odczytał zamiary rywala i wykorzystał jego słabości. Jego zespół pokazał nie tylko jakość piłkarską, ale przede wszystkim mentalność zwycięzców. Nie ugięli się pod presją ani po stracie wyrównującej bramki, ani w morderczej dogrywce.

Co dalej z Legią? Pucharowa klątwa i ligowe wyzwania

Porażka w Pucharze Polski to dla Legii potężny cios. Nie tylko sportowy, ale i wizerunkowy. Obrońca tytułu odpada z rozgrywek w tak wczesnej fazie, co zawsze jest odbierane jako katastrofa. Pytanie brzmi, jak drużyna podniesie się po tym, co wielu określa jako szok. Teraz cała presja przenosi się na rozgrywki ligowe, gdzie margines błędu staje się jeszcze mniejszy. Dla trenera Iordănescu to pierwszy poważny kryzys i test charakteru jego zespołu.

Tymczasem w Szczecinie zapanowała euforia. Pogoń pokazała, że jest gotowa walczyć o najwyższe cele. Wyeliminowanie Legii na jej terenie to potężny zastrzyk pewności siebie i sygnał dla całej ligi, że z Portowcami trzeba się liczyć. Ten wieczór był ich wieczorem, pozostawiając po sobie jedynie szok i niedowierzanie w stolicy. Futbol po raz kolejny pokazał swoje nieprzewidywalne i piękne oblicze.

Dramaturgia tego spotkania na długo pozostanie w pamięci kibiców. To była esencja futbolu – emocje, zwroty akcji i nieoczekiwany bohater. Pogoń Szczecin napisała piękny rozdział w swojej historii, a Legia Warszawa musi przełknąć gorzką pigułkę porażki. Odkryj kulisy pucharowej sensacji i dowiedz się więcej o taktycznych niuansach tego starcia. Z pewnością warto też śledzić dalsze losy obu drużyn w tym sezonie. Zobacz analizy ekspertów po meczu, aby zrozumieć, co ta porażka oznacza dla przyszłości stołecznego klubu.

Zobacz także: