Recenzja Sacred 2 Remastered: Powrót legendy, który złamał mi serce

Recenzja Sacred 2 Remastered: Powrót legendy, który złamał mi serce

Avatar photo Katarzyna Rozrywka
17.11.2025 09:03
8 min. czytania

Kochani, czy pamiętacie rok 2008? Czas, kiedy świat gier RPG tętnił życiem, a my z wypiekami na twarzy odkrywaliśmy ogromne, otwarte światy. To właśnie wtedy na naszych komputerach i konsolach zagościł Sacred 2: Fallen Angel, produkcja studia Ascaron Entertainment. Prawdziwa perełka! Gigantyczna kraina Ancarii, sześć unikalnych postaci do wyboru i setki godzin przygód. To była magia! Dlatego, gdy usłyszałam o odświeżonej wersji, moje serce zabiło mocniej. Powrót do przeszłości w nowej, lśniącej oprawie? Biorę w ciemno! Niestety, rzeczywistość okazała się brutalna. Oto moja recenzja Sacred 2 Remastered, która z bólem serca nie będzie laurką, a raczej przestrogą.

Wyobraźcie sobie, że znajdujecie na strychu swoją ulubioną zabawkę z dzieciństwa. Jest trochę zakurzona, może lekko porysowana, ale wspomnienia, które przywołuje, są bezcenne. A teraz pomyślcie, że ktoś obiecuje Wam, że odnowi ją, nada jej blasku i sprawi, że będzie jak nowa. Dokładnie taką obietnicą jest remaster gry. To nie jest stworzenie czegoś od zera, ale raczej staranne odświeżenie klasyka. Poprawiona grafika, lepszy dźwięk, może kilka drobnych usprawnień, które sprawią, że powrót do ukochanego tytułu będzie jeszcze przyjemniejszy. Taka właśnie miała być ta recenzja – pełna zachwytów nad udanym powrotem do Ancarii. Niestety, twórcy chyba zgubili instrukcję obsługi po drodze.

Obietnica lepszych wspomnień, czyli czym jest remaster?

Zanim zanurzymy się w ten ocean rozczarowania, wyjaśnijmy sobie jedno. Remaster to nie remake. Nie oczekujemy rewolucji, a ewolucji. Chcemy, żeby gra, która kiedyś działała na PlayStation 3 czy Xbox 360, wyglądała i działała dobrze na współczesnym sprzęcie. To kluczowe założenie, które musi spełnić każda produkcja, by jej recenzja była pozytywna. W przypadku Sacred 2 Remastered obietnica była prosta: tekstury w wyższej rozdzielczości, przeprojektowany interfejs i wsparcie dla kontrolerów. Brzmi jak przepis na sukces, prawda? W teorii tak. W praktyce… cóż, diabeł tkwi w szczegółach, a w tym wypadku diabeł postanowił zatańczyć na grobie moich oczekiwań.

Początkowa ekscytacja była ogromna. Wspomnienie przemierzania kolorowych krain jako zwinna Driada czy potężna Serafina napawało mnie optymizmem. Chciałam znów poczuć ten dreszczyk emocji, zbierać coraz lepszy ekwipunek i walczyć z hordami potworów. To właśnie te emocje miały być fundamentem tej recenzji. Niestety, już po kilkunastu minutach czar prysł, a na jego miejscu pojawiła się frustracja, która z każdą kolejną chwilą tylko narastała. Co poszło nie tak? Prawie wszystko.

Promyk nadziei w mroku: Interfejs na plus!

Muszę być sprawiedliwa. Jest jedna rzecz, która w Sacred 2 Remastered naprawdę się udała. To nowy interfejs użytkownika, czyli popularne UI. Jeśli graliście w oryginał z 2008 roku, z pewnością pamiętacie, że był on… delikatnie mówiąc, toporny. Na nowoczesnych monitorach o wysokiej rozdzielczości wyglądał jak relikt przeszłości. Małe ikonki, nieczytelne czcionki i ogólne wrażenie obcowania z arkuszem kalkulacyjnym, a nie z grą RPG. Tutaj twórcy odrobili pracę domową. Nowy interfejs jest czysty, przejrzysty i znacznie większy. Porównywanie przedmiotów w ekwipunku nareszcie jest intuicyjne, a zarządzanie umiejętnościami nie przyprawia o ból głowy. To naprawdę duży krok naprzód i jedyny element, który autentycznie mnie ucieszył. Przez chwilę pomyślałam, że może jednak nie będzie tak źle. Och, jaka byłam naiwna.

Ten jeden pozytywny aspekt sprawia, że cała reszta boli jeszcze bardziej. To tak, jakby ktoś podarował Ci piękny, lśniący samochód, ale zapomniał zamontować w nim silnika. Wygląda świetnie, ale nigdzie nim nie pojedziesz. I niestety, ta metafora idealnie pasuje do reszty moich doświadczeń z grą. Ten promyk nadziei szybko zgasł, gdy tylko ruszyłam do walki z pierwszymi przeciwnikami.

Dramat w trzech aktach: Sterowanie, które niszczy wszystko

Przechodzimy do sedna problemu. Do elementu, który sprawia, że Sacred 2 Remastered jest doświadczeniem niemal traumatycznym. Mowa o sterowaniu. W grach akcji RPG precyzja i płynność walki to absolutna podstawa. Bez tego cała reszta nie ma znaczenia. Twórcy remastera postanowili zignorować tę złotą zasadę. W oryginale, aby zaatakować wroga, wystarczyło kliknąć w okrąg znajdujący się pod jego stopami. Proste i skuteczne. W remasterze… musisz trafić kursorem idealnie w poruszający się model postaci. Brzmi jak drobna zmiana? W praktyce to koszmar! Wyobraźcie sobie, że walczycie z grupą szybkich goblinów. Klikacie, a wasza postać uderza w powietrze, bo przeciwnik właśnie zrobił krok w bok. Klikacie znowu – to samo. Giniecie, nie dlatego, że wróg był silny, ale dlatego, że nie mogliście go trafić. Poziom frustracji sięga zenitu.

Pomyślałam: “Okej, może to problem z myszką. Przecież dodali wsparcie dla pada!”. Z nadzieją podłączyłam kontroler. I wtedy zaczął się drugi akt tego dramatu. Owszem, postać sama namierza wrogów. Problem w tym, że… nie mamy absolutnie żadnego wpływu na to, kogo atakuje! Celuje zawsze w najbliższego przeciwnika. Jesteś otoczony przez słabe szkielety i potężnego maga, który ciska w ciebie kulami ognia? Chcesz szybko wyeliminować zagrożenie? Zapomnij! Twoja postać będzie uparcie okładać mieczem najsłabszego kościotrupa, podczas gdy mag bezkarnie spali cię na popiół. To absurd, który czyni grę na padzie praktycznie niemożliwą w trudniejszych starciach.

Ta recenzja nie mogłaby być kompletna bez wspomnienia o detekcji kolizji, która również leży i kwiczy. Grając tą samą postacią w oryginale i remasterze, różnica jest kolosalna. W wersji z 2008 roku bez problemu radziłam sobie z grupami wrogów. W odświeżonej edycji ginęłam co chwilę, bo moje ciosy w tajemniczy sposób nie zadawały obrażeń. To jak walka z wiatrakami. Po dwóch godzinach zmagań z podstawową mechaniką gry miałam ochotę rzucić kontrolerem o ścianę. A przecież miałam się świetnie bawić!

Oryginał wciąż króluje: Dlaczego lepiej wrócić do wersji z 2008 roku?

Największą ironią losu jest fakt, że kupując Sacred 2 Remastered, często w pakiecie otrzymujemy również oryginalną wersję gry. I wiecie co? Po tej całej frustracji odpaliłam starą, dobrą “dwójkę”. I przeżyłam szok. Gra działa płynnie na nowoczesnym komputerze, sterowanie jest precyzyjne, a walka sprawia ogromną frajdę. Okazało się, że ten “przestarzały” klasyk jest o niebo lepszy od swojego “ulepszonego” następcy. To smutna konkluzja, która pokazuje, jak bardzo ten projekt został zepsuty.

Zamiast polerować diament, twórcy remastera wzięli młotek i potłukli go na kawałki. Moja recenzja musi być szczera: granie w oryginał daje o niebo więcej frajdy. Jeśli macie ochotę na nostalgiczną podróż do Ancarii, po prostu zainstalujcie wersję z 2008 roku. Może nie ma tak ładnego interfejsu, ale za to ma coś znacznie ważniejszego – grywalność. To, co miało być ulepszeniem, stało się gwoździem do trumny. To naprawdę przykre, bo potencjał był ogromny.

Werdykt: Złamane serce i stracona szansa

Komu więc mogę polecić Sacred 2 Remastered? Z ciężkim sercem muszę odpowiedzieć: prawie nikomu. Może jedynie największym masochistom i archeologom gier wideo, którzy chcą na własne oczy zobaczyć, jak nie powinno się robić remasterów. Dla wszystkich innych będzie to tylko źródło niepotrzebnej frustracji i zepsucie pięknych wspomnień. To jedna z najsmutniejszych recenzji, jakie przyszło mi napisać.

Miała być piękna podróż sentymentalna, a wyszła droga przez mękę. Sacred 2 Remastered to podręcznikowy przykład straconej szansy. Zamiast oddać hołd wspaniałej grze, twórcy wypuścili produkt niedopracowany, a w kluczowych aspektach po prostu zepsuty. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o tym, jak powstają udane powroty klasyków, przeczytajcie więcej na ten temat. Czasem lepiej, gdy legendy pozostają nietknięte. Zobaczcie także, jak ocenialiśmy inne remastery kultowych gier.

Podsumowując tę bolesną recenzję, muszę z przykrością stwierdzić, że to nie jest powrót, na jaki zasługiwała ta gra. Mam cichą nadzieję, że może kiedyś jakaś magiczna aktualizacja naprawi te fundamentalne błędy. Na razie jednak trzymajcie się od tego tytułu z daleka i jeśli macie ochotę na przygodę w Ancarii, sięgnijcie po sprawdzony i wciąż grywalny oryginał. Wasze nerwy i wspomnienia będą Wam wdzięczne.

Zobacz także: