Był idolem pokolenia, a jego losy chwytają za serce. Co stało się z Mandarynem z “Wakacji z duchami”?

Był idolem pokolenia, a jego losy chwytają za serce. Co stało się z Mandarynem z “Wakacji z duchami”?

Avatar photo Katarzyna Rozrywka
23.11.2025 08:01
8 min. czytania

Kochani, zamknijcie na chwilę oczy. Słyszycie tę charakterystyczną, nieco niepokojącą melodię? Widzicie mury starego zamczyska i trójkę chłopaków z błyskiem w oku, gotowych na największą przygodę życia? Jeśli na waszej twarzy pojawił się właśnie uśmiech nostalgii, to znaczy, że należycie do pokolenia, dla którego “Wakacje z duchami” to coś więcej niż serial. To kawałek dzieciństwa! Pamiętacie ten serial, który był absolutnym hitem? Każdy odcinek przyciągał przed czarno-białe ekrany całe rodziny, a my, dzieciaki, marzyliśmy, by być jak oni: odważni, sprytni i nierozłączni. Pikador, Perełka i Mandaryn. To oni zabierali nas do świata, gdzie za rogiem czaiła się tajemnica. Dziś chcę Wam opowiedzieć historię jednego z nich. Historię chłopca, który miał świat u stóp, a którego losy potoczyły się w zupełnie niespodziewanym, tragicznym kierunku.

Magia, która narodziła się na kartach powieści

Zanim jednak przejdziemy do poruszającej historii Edwarda Dymka, czyli serialowego Mandaryna, cofnijmy się na moment do samych początków. Czy wiecie, że cała ta niezwykła przygoda zaczęła się w głowie jednego człowieka? Adam Bahdaj był autorem, który jak nikt inny rozumiał duszę młodego człowieka. To właśnie on, we wrześniu 1961 roku, siedząc w Zakopanem, postawił ostatnią kropkę w powieści “Wakacje z duchami”. Stworzył świat pełen zagadek, przyjaźni i letniej beztroski. Jego książka stała się bestsellerem, a przeniesienie jej na ekran było tylko kwestią czasu.

Zadania tego podjął się prawdziwy mistrz kina młodzieżowego, Stanisław Jędryka. To reżyser, który miał niesamowity dar do pracy z dziećmi. Potrafił wydobyć z nich naturalność i autentyczność, której tak często brakuje w dzisiejszych produkcjach. Kiedy serial miał swoją premierę w marcu 1971 roku, Polska oszalała. Tajemniczy zamek w Niedzicy, gdzie kręcono zdjęcia, stał się celem wycieczek. Dialogi z serialu weszły do języka potocznego, a piosenka z czołówki nucona była na każdym podwórku. To był świat, do którego każdy chciał uciec. Świat, w którym największym problemem była zagadka duchów, a największą wartością – lojalność przyjaciół.

Trójka z innego świata: Pikador, Perełka i Mandaryn

Siłą tego serialu bez wątpienia byli oni – trzej młodzi aktorzy, którzy wcielili się w głównych bohaterów. Henryk Gołębiowski jako Maniuś “Pikador”, Roman Mosior jako “Perełka” i wreszcie on – Edward Dymek jako charyzmatyczny dowódca, czyli “Mandaryn”. Nie byli profesjonalnymi aktorami, a jednak ich gra była tak prawdziwa, że widzowie ich pokochali. Mieli w sobie młodzieńczy bunt, ciekawość świata i tę niesamowitą energię, która wylewała się z ekranu. To nie byli grzeczni chłopcy z pierwszych ławek. To byli urwisy, z którymi każdy z nas mógł się utożsamić.

W tej trójce to właśnie Mandaryn często grał pierwsze skrzypce. Był liderem, mózgiem operacji, tym, który podejmował decyzje. Edward Dymek, który go grał, miał zaledwie trzynaście lat, gdy stanął przed kamerą. Miał w sobie coś magnetycznego. Spojrzenie pełne inteligencji i pewność siebie, która sprawiała, że wierzyło mu się w każde słowo. Edward Dymek, czyli serialowy Mandaryn, był postacią absolutnie wyjątkową. Jego talent eksplodował na ekranie, a krytycy i widzowie wróżyli mu wielką karierę aktorską. Wydawało się, że drzwi do sławy stoją przed nim otworem.

Edward Dymek – chłopak, który miał wszystko

Urodzony we Wrocławiu w 1957 roku, Edward Dymek szybko udowodnił, że kamera go kocha. Jeszcze przed “Wakacjami z duchami” zagrał w poruszającym filmie Janusza Nasfetera “Abel, twój brat”. Potem przyszła kolejna kultowa produkcja Stanisława Jędryki – “Podróż za jeden uśmiech”. Tam również stworzył niezapomnianą kreację. Jego talent był niezaprzeczalny. Mówił otwarcie, że aktorstwo to jego największe marzenie. Chciał grać, rozwijać się i na stałe zagościć w świecie filmu. Wszystko wskazywało na to, że tak właśnie będzie.

Był naturalny, charyzmatyczny i niezwykle zdolny. Posiadał cechy, których wielu zawodowych aktorów mogłoby mu pozazdrościć. W tamtych czasach bycie dziecięcą gwiazdą wyglądało jednak zupełnie inaczej niż dziś. Nie było agentów, psychologów dbających o młode głowy ani milionowych kontraktów. Była sława, popularność na ulicy, a potem… często pustka. Kiedy kończyły się zdjęcia, młodzi aktorzy wracali do swojej szarej rzeczywistości, do szkoły, do zwykłych problemów. Dla wielu z nich ten przeskok okazywał się niezwykle trudny.

Kiedy gasną reflektory: trudna dorosłość

Po zakończeniu swojej przygody z filmem, Edward Dymek musiał zmierzyć się z dorosłością. Niestety, ta okazała się dla niego wyjątkowo brutalna. Jak sam wspominał po latach w nielicznych wywiadach, życie napisało dla niego zupełnie inny scenariusz. Po szkole trafił do wojska, a tam, z powodu swojego niepokornego charakteru, szybko wylądował w jednostce karnej. To doświadczenie z pewnością odcisnęło na nim piętno. Po powrocie do cywila próbował ułożyć sobie życie. Ożenił się, na świat przyszła jego córka. Wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku.

Jednak demony przeszłości i trudy codzienności okazały się zbyt ciężkie. Edward zaczął zaglądać do kieliszka. Początkowo pewnie niewinnie, jak wielu. Z czasem jednak alkohol stał się jego sposobem na ucieczkę od problemów. Niestety, nałóg był silniejszy. Choroba alkoholowa zaczęła niszczyć wszystko, co kochał. Stracił rodzinę, która nie mogła dłużej patrzeć na jego upadek. Stracił pracę, a w końcu dach nad głową. Został sam, pogrążony w nałogu, żyjąc na ulicach rodzinnego Wrocławia. To niewyobrażalnie smutny obrazek, gdy pomyślimy o tym roześmianym, pełnym życia chłopcu z ekranu.

W jednym z wywiadów, już jako dojrzały mężczyzna, przyznał z rozbrajającą szczerością: “Za wszystko mogę winić tylko siebie”. To zdanie, pełne bólu i rezygnacji, było podsumowaniem jego walki. Walki, którą ostatecznie przegrał. Zmarł w 2010 roku, w całkowitym zapomnieniu, w biedzie. Odszedł cicho, z dala od fleszy i aplauzu, który kiedyś towarzyszył mu na każdym kroku.

Historia ku przestrodze? A może coś więcej?

Co sprawia, że losy jednych dziecięcych gwiazd toczą się ku happy endowi, a innych kończą tak dramatycznie? Czy to kwestia charakteru, wsparcia bliskich, a może po prostu szczęścia? Historia Edwarda Dymka jest niezwykle gorzka. Pokazuje, jak cienka jest granica między szczytem a upadkiem. Jego los był tragicznym przypomnieniem, jak kruche bywa szczęście. Z drugiej strony, jego kolega z planu, Henryk Gołębiowski, również przeszedł przez bardzo trudne okresy w swoim życiu, walczył z nałogiem, ale udało mu się wrócić. Wrócił do grania i dziś znów możemy go podziwiać na ekranie.

Opowieść o “Mandarynie” to nie tylko kronika osobistego dramatu. To także refleksja nad ceną sławy, zwłaszcza tej, która przychodzi zbyt wcześnie. To pytanie o to, jak jako społeczeństwo dbamy o naszych młodych idoli, kiedy gasną światła kamer. Czy potrafimy im pomóc, gdy schodzą ze sceny i gubią się w labiryncie zwykłego życia? Historia Edwarda Dymka niestety pokazuje, że często nie.

Mimo wszystko, w naszej pamięci Edward Dymek na zawsze pozostanie tym charyzmatycznym “Mandarynem”. Chłopcem, który prowadził swoją drużynę ku przygodzie, nie bał się duchów i potrafił rozwiązać każdą zagadkę. Choć jego życiorys był pełen bólu, na ekranie pozostanie na zawsze uśmiechniętym symbolem beztroskiego dzieciństwa. I może właśnie tak powinniśmy go pamiętać? Jako tego, który podarował nam kawałek magii. Magii, która trwa do dziś, ilekroć wracamy do “Wakacji z duchami”.

Jego historia jest ważna i potrzebna, by zrozumieć, że za każdą rolą kryje się prawdziwy człowiek z jego radościami i dramatami. To był symbol beztroskich lat dla wielu z nas. Warto o tym pamiętać, wracając do starych, ukochanych produkcji. Odkryj więcej historii zapomnianych gwiazd PRL. Czasami najciekawsze opowieści kryją się właśnie za kulisami. Zobacz również, jak potoczyły się losy innych dziecięcych aktorów.

Zobacz także: