Trafili na front Putina. Dramat żołnierzy Kim Dzong Una w Ukrainie odsłania kulisy sojuszu

Trafili na front Putina. Dramat żołnierzy Kim Dzong Una w Ukrainie odsłania kulisy sojuszu

Avatar photo Tomasz
02.11.2025 12:02
7 min. czytania

Wojna w Ukrainie nieustannie odsłania nowe, często zaskakujące wymiary globalnych sojuszy i ich ludzkie konsekwencje. Jednym z najbardziej nieoczekiwanych i mrocznych rozdziałów tego konfliktu jest udział żołnierzy z Korei Północnej. To historia żołnierzy z Korei Północnej, którzy trafili do ukraińskiej niewoli po walce w rosyjskich szeregach. Ich los staje się pryzmatem, przez który możemy analizować zacieśniającą się współpracę między Moskwą a Pjongjangiem, a także tragiczną sytuację obywateli jednego z najbardziej zamkniętych reżimów na świecie.

Pojawienie się północnokoreańskich wojskowych na europejskim teatrze działań wojennych nie jest przypadkiem. Stanowi ono namacalny dowód na pogłębiającą się relację między Władimirem Putinem a Kim Dzong Unem. Ta współpraca opiera się na prostym, choć cynicznym, mechanizmie wymiany. Pjongjang dostarcza Rosji desperacko potrzebną amunicję artyleryjską, a być może również rakiety balistyczne, w zamian otrzymując dostęp do technologii wojskowych, wsparcie dyplomatyczne na arenie międzynarodowej oraz pomoc żywnościową. Wysyłka żołnierzy jest kolejnym, bardziej bezpośrednim elementem tego paktu.

Według szacunków zachodnich i południowokoreańskich agencji wywiadowczych, na front mogło zostać wysłanych nawet 10 tysięcy żołnierzy z KRLD. Ich obecność potwierdzono między innymi w obwodzie kurskim, strategicznie ważnym regionie Rosji graniczącym z Ukrainą. To właśnie tam, w pobliżu miasta Kursk, rosyjskie dowództwo koncentruje siły mające wspierać operacje obronne i ofensywne. Północnokoreańczycy nie działają jako samodzielne jednostki, lecz są integrowani z rosyjskimi oddziałami, często pełniąc funkcje pomocnicze lub trafiając do jednostek szturmowych, gdzie straty są najwyższe.

Jak północnokoreańscy żołnierze trafili na front w Ukrainie?

Proces rekrutacji i wysyłki tych żołnierzy jest owiany tajemnicą, charakterystyczną dla reżimu Kim Dzong Una. Można jednak zakładać, że nie był to proces w pełni dobrowolny. Większość z nich to prawdopodobnie członkowie regularnej armii lub jednostek budowlanych, którzy zostali wytypowani do “misji specjalnej”. Propaganda państwowa przedstawia to zapewne jako akt braterskiej pomocy sojuszniczemu mocarstwu w walce z “imperialistycznym Zachodem”. Rzeczywistość, z którą się zderzają, jest jednak brutalnie odmienna od oficjalnych przekazów.

Schwytani przez siły ukraińskie jeńcy stanowią bezcenne źródło informacji. Z ich relacji wyłania się obraz ludzi, którzy zostali rzuceni w wir konfliktu, którego nie rozumieją i w którym nie chcą uczestniczyć. Ci, którzy trafili do niewoli, opowiadają o słabym wyszkoleniu, barierze językowej i traktowaniu ich przez rosyjskich dowódców jako siły drugiej kategorii, swoistego “mięsa armatniego”. Ich los jest tragicznym przykładem tego, jak autorytarne reżimy instrumentalnie traktują własnych obywateli dla osiągnięcia celów geopolitycznych.

Kijów, stolica Ukrainy, stał się nieoczekiwanym miejscem, gdzie rozgrywa się dramat tych ludzi. To właśnie w okolicach tego historycznego miasta, położonego nad Dnieprem, przetrzymywani są jeńcy. Ich prośby, nagłaśniane przez organizacje pozarządowe i media, rzucają nowe światło na naturę północnokoreańskiego systemu. Prośba o azyl w Korei Południowej, a nie o powrót do domu, jest najmocniejszym aktem oskarżenia wobec reżimu Kim Dzong Una.

Dylemat jeńca: “Wyrok śmierci” zamiast powrotu do domu

Dla schwytanych żołnierzy powrót do Korei Północnej nie jest opcją. Wiedzą, że w najlepszym wypadku czeka ich obóz pracy, a w najgorszym – egzekucja. W doktrynie wojskowej KRLD poddanie się wrogowi jest aktem zdrady, który nie podlega wybaczeniu. Żołnierze są szkoleni, by w sytuacji bez wyjścia popełnić samobójstwo, a historie o towarzyszach wysadzających się granatami, by uniknąć niewoli, potwierdzają tę brutalną zasadę. Dlatego dla tych, którzy przeżyli i trafili w ręce Ukraińców, perspektywa powrotu jest równoznaczna z wyrokiem śmierci.

Sytuacja ta tworzy skomplikowany dylemat prawny i dyplomatyczny. Zgodnie z konstytucją Korei Południowej, każdy mieszkaniec Północy jest uważany za obywatela Republiki Korei. Seul teoretycznie ma więc obowiązek zaopiekować się swoimi rodakami. Jednakże realizacja tego scenariusza jest niezwykle trudna. Wymagałoby to skomplikowanych negocjacji między Kijowem a Seulem, przy jednoczesnym sprzeciwie Moskwy i Pjongjangu. Rosja, jako strona konfliktu, formalnie powinna uczestniczyć w procesie wymiany jeńców, a Korea Północna z pewnością zażąda ekstradycji swoich “zdrajców”.

Ukraina znajduje się w centrum tej geopolitycznej rozgrywki. Z jednej strony, Kijów może wykorzystać jeńców jako narzędzie nacisku i element gry wizerunkowej, pokazując światu prawdziwe oblicze sojuszu rosyjsko-północnokoreańskiego. Z drugiej, musi postępować zgodnie z międzynarodowym prawem humanitarnym, co komplikuje sprawę. Decyzja o ewentualnym przekazaniu żołnierzy do Korei Południowej byłaby bezprecedensowa i mogłaby mieć daleko idące konsekwencje.

Szerszy kontekst: Co sojusz z Pjongjangiem mówi o stanie Rosji?

Fakt, że Rosja, niegdyś drugie supermocarstwo świata, musi polegać na wsparciu militarnym ze strony Korei Północnej, jest sam w sobie znaczący. Świadczy to o głębokim kryzysie rosyjskiego kompleksu wojskowo-przemysłowego, który nie jest w stanie zaspokoić potrzeb frontu. Zależność od dostaw amunicji i siły ludzkiej z tak izolowanego państwa podważa narrację Kremla o samowystarczalności i potędze militarnej. To desperacki ruch, który pokazuje, jak bardzo wojna w Ukrainie nadwyrężyła zasoby Rosji.

Dla Kim Dzong Una ten sojusz to historyczna szansa. Pozwala mu nie tylko wzmocnić swoją pozycję na arenie międzynarodowej i uzyskać dostęp do nowoczesnych technologii, ale także przetestować swoje siły zbrojne w realnym konflikcie. Doświadczenia, które żołnierze KRLD zdobędą w Ukrainie, mogą zostać wykorzystane do modernizacji armii i zmiany doktryny wojskowej. Jednocześnie reżim robi wszystko, by ukryć przed własnym społeczeństwem prawdziwą cenę tej “przygody”. Ranni żołnierze, którzy wracają do kraju, są izolowani w odległych szpitalach, a ich obrażenia tuszowane, aby nie wywoływać niepokojów społecznych.

Historia północnokoreańskich żołnierzy, którzy trafili na ukraiński front, jest zatem czymś więcej niż tylko wojennym epizodem. To mikrokosmos, w którym skupiają się najważniejsze problemy współczesnego świata: brutalność autorytarnych reżimów, cynizm w polityce międzynarodowej i ludzka tragedia będąca nieodłącznym elementem wojny. Los tych kilku schwytanych jednostek stał się potężnym symbolem, obnażającym prawdziwą naturę sojuszu, który może zdestabilizować nie tylko Europę Wschodnią, ale i cały porządek światowy. To, jak społeczność międzynarodowa zareaguje na ich prośbę o pomoc, będzie testem jej przywiązania do wartości humanitarnych w obliczu twardej geopolityki. Nie ma wątpliwości, że wielu z tych, którzy trafili na front, nie wróci już do domu.

Analiza tej sytuacji wymaga spojrzenia z wielu perspektyw. Z jednej strony mamy do czynienia z desperackim aktem ludzi uciekających przed totalitarnym reżimem. Z drugiej, jest to element szerszej strategii dwóch państw rzucających wyzwanie porządkowi międzynarodowemu. To, jak potoczą się losy tych, którzy trafili do niewoli, będzie miało znaczenie nie tylko dla nich samych, ale również dla przyszłości relacji na linii Kijów-Seul-Moskwa-Pjongjang.

Dalsze losy jeńców pozostają niepewne, a ich historia jest przypomnieniem, że za wielkimi decyzjami politycznymi zawsze stoją konkretni ludzie i ich dramaty. Aby zgłębić temat sojuszu Rosji z Koreą Północną, przeczytaj więcej na ten temat. Zrozumienie szerszego kontekstu geopolitycznego jest kluczowe dla pełnej oceny sytuacji. Warto również zapoznać się z analizą dotyczącą stanu rosyjskiej armii, dlatego zobacz również podobny artykuł.

Zobacz także: