Decyzja o nominacji kardynała Grzegorza Rysia na nowego metropolitę krakowskiego zakończyła okres wielomiesięcznych spekulacji. Arcybiskup Marek Jędraszewski, osiągnąwszy wiek emerytalny (75 lat), zgodnie z prawem kanonicznym złożył rezygnację na ręce papieża. Mimo to, przedłużający się proces wyboru następcy wywołał w środowisku kościelnym i medialnym dyskusję, która odsłoniła poważne kłopoty z transparentnością. Brak oficjalnych komunikatów na temat postępów w procedurze nominacyjnej stał się pożywką dla domysłów dotyczących wewnętrznych tarć i rywalizacji frakcji wewnątrz episkopatu. Taka sytuacja nie jest niczym nowym, ale w dobie kryzysu zaufania do instytucji kościelnej, podobne kłopoty stają się coraz bardziej dotkliwe.
Warto podkreślić, że arcybiskup Jędraszewski pełnił swoją posługę przez niemal dziewięć lat. Jego kadencja była naznaczona wyrazistymi wypowiedziami w kwestiach społecznych, co budziło zarówno poparcie, jak i silną krytykę. W swoim liście pożegnalnym podziękował wiernym, jednocześnie przepraszając tych, których mógł zawieść. To standardowa procedura, jednak w kontekście przedłużającego się wakatu, nabiera ona dodatkowego znaczenia, sugerując zamknięcie pewnego burzliwego rozdziału w historii archidiecezji.
Mechanizm nominacji, czyli źródło problemów
Aby zrozumieć istotę problemu, należy przyjrzeć się samemu procesowi wyboru biskupów w Kościele katolickim. Jest to procedura w dużej mierze utajniona i scentralizowana. Kluczową rolę odgrywa w niej nuncjusz apostolski, czyli dyplomatyczny przedstawiciel Stolicy Apostolskiej. Obecnie w Polsce funkcję tę pełni arcybiskup Antonio Guido Filipazzi, mianowany w sierpniu 2023 roku. To on jest odpowiedzialny za przeprowadzenie konsultacji i przygotowanie tak zwanej “terny”, czyli listy trzech kandydatów przedstawianej papieżowi. Ostateczna decyzja należy wyłącznie do biskupa Rzymu.
Konsultacje te obejmują zazwyczaj rozmowy z wybranymi biskupami, kapłanami oraz niewielką grupą osób świeckich. Kryteria doboru rozmówców oraz treść ich opinii pozostają jednak tajemnicą, co rodzi fundamentalne kłopoty z legitymizacją całego procesu w oczach opinii publicznej. System ten, zaprojektowany w celu ochrony niezależności Kościoła i zapewnienia wyboru najlepszych kandydatów, w praktyce może promować osoby konformistyczne, dobrze poruszające się w kościelnych strukturach, a niekoniecznie liderów o wizji duszpasterskiej. Brak jakiejkolwiek formy publicznej debaty czy kontroli społecznej sprawia, że proces jest podatny na wpływy nieformalnych grup nacisku.
Historycznie rzecz biorąc, wpływ lokalnych wspólnot, kapituł katedralnych czy nawet władz świeckich na wybór biskupa był znacznie większy. Współczesny model, skrajnie scentralizowany, jest w dużej mierze produktem XIX i XX wieku, mającym na celu wzmocnienie władzy papieskiej. Dziś jednak, w epoce synodalności promowanej przez papieża Franciszka, która zakłada wsłuchiwanie się w głos całego Ludu Bożego, tak zamknięta procedura wydaje się anachroniczna. To właśnie ten dysonans stanowi podłoże dla wielu współczesnych napięć.
Systemowe kłopoty Kościoła a zaufanie publiczne
Nietransparentny proces nominacyjny ma bezpośrednie przełożenie na wizerunek i wiarygodność Kościoła. Kiedy wierni i opinia publiczna nie znają przyczyn podejmowanych decyzji, a jedynie ich końcowy efekt, naturalnie pojawia się pole do spekulacji. Mówi się wówczas o zakulisowych rozgrywkach, co podważa duchowy wymiar nominacji i sprowadza ją do poziomu czysto politycznej gry. Tego rodzaju kłopoty wizerunkowe są szczególnie szkodliwe w czasach, gdy Kościół zmaga się ze skutkami skandali nadużyć seksualnych i finansowych.
Brak transparentności jest pożywką dla teorii spiskowych i podważa autorytet instytucji. Wierni mają prawo oczekiwać, że ich pasterze są wybierani w oparciu o jasne kryteria merytoryczne i duchowe, a nie w wyniku niejasnych układów. Gdy proces jest tajny, trudno jest zweryfikować, czy tak rzeczywiście jest. Co więcej, system ten utrudnia pociągnięcie do odpowiedzialności osób decyzyjnych za ewentualne błędne nominacje, co w przeszłości prowadziło do tragicznych w skutkach zaniedbań.
Przypadek krakowski jest tu symptomatyczny. Długi okres oczekiwania na następcę arcybiskupa Jędraszewskiego był interpretowany na wiele sposobów: jako wyraz trudności w znalezieniu odpowiedniego kandydata, jako wynik starcia różnych wizji Kościoła w polskim episkopacie, a nawet jako celowe działanie mające na celu utrzymanie status quo. Niezależnie od faktycznych przyczyn, sam fakt pojawienia się takich interpretacji świadczy o głębokim kryzysie komunikacyjnym. Instytucja, która w swojej misji ma głosić prawdę, sama generuje kłopoty przez brak otwartości.
Głos wiernych – pomijany element w kościelnej układance
Jednym z najczęściej podnoszonych zarzutów wobec obecnego systemu nominacji jest marginalizacja głosu świeckich oraz szeregowych duchownych. W teorii biskup ma być pasterzem dla konkretnej diecezji, zaślubionym lokalnemu Kościołowi. W praktyce jednak ta lokalna wspólnota ma znikomy, jeśli w ogóle jakikolwiek, formalny wpływ na to, kto zostanie jej przewodnikiem duchowym.
Papież Franciszek wielokrotnie podkreślał znaczenie “synodalności”, czyli wspólnego podążania drogą, wsłuchiwania się w głos wszystkich członków Kościoła, niezależnie od ich statusu. Proces wyboru biskupów w obecnej formie stoi w jawnej sprzeczności z tą ideą. Jest to proces hierarchiczny i odgórny, który nie przewiduje mechanizmów szerokich konsultacji społecznych. Taki stan rzeczy prowadzi do sytuacji, w której nowo mianowany biskup może być osobą zupełnie nieznaną lub nawet nieakceptowaną przez duchowieństwo i wiernych diecezji, do której jest posłany.
Oczywiście, wprowadzenie bardziej demokratycznych mechanizmów wiązałoby się z ryzykiem upolitycznienia procesu i kampanii wyborczych, co mogłoby być szkodliwe dla duchowego charakteru urzędu. Niemniej jednak, istnieją modele pośrednie. W niektórych krajach, jak w Niemczech, kapituły katedralne mają większy wpływ na wybór biskupa. Możliwe byłoby również stworzenie stałych ciał konsultacyjnych, złożonych z przedstawicieli duchowieństwa i świeckich, których opinia byłaby brana pod uwagę przez nuncjusza. Brak jakichkolwiek reform w tym kierunku pogłębia jedynie kłopoty związane z poczuciem alienacji wielu katolików.
Konsekwencje dla przyszłości i możliwe kierunki zmian
Utrzymywanie obecnego, nietransparentnego modelu nominacji biskupich będzie miało długofalowe, negatywne konsekwencje. System ten promuje raczej sprawnych administratorów i lojalnych stronników niż charyzmatycznych liderów zdolnych do prowadzenia dialogu ze współczesnym światem. W dłuższej perspektywie może to prowadzić do dalszego spadku autorytetu hierarchii i pogłębienia kryzysu powołań.
Zmiana jest nieunikniona, jeśli Kościół w Polsce ma skutecznie odpowiedzieć na wyzwania sekularyzacji i odzyskać zaufanie społeczne. Nie chodzi o rewolucję, ale o ewolucyjne dostosowanie procedur do ducha czasów i nauczania samego Kościoła o Ludzie Bożym. Zwiększenie transparentności, poszerzenie grona konsultacyjnego i wprowadzenie mechanizmów recenzowania kandydatów mogłoby znacząco uzdrowić sytuację. Analiza tych mechanizmów jest kluczowa dla zrozumienia współczesnego Kościoła. Dowiedz się więcej o idei synodalności w Kościele. Warto również zgłębić inne perspektywy. Zobacz analizę podobnych procesów w innych krajach.
Nominacja kardynała Grzegorza Rysia, postrzeganego jako przedstawiciel bardziej otwartego skrzydła w Kościele, może być sygnałem pewnej zmiany. Jednak bez systemowych reform dotyczących samego procesu wyboru, każda kolejna nominacja będzie rodzić te same pytania i wątpliwości. Sprawa krakowska nie jest więc tylko lokalnym wydarzeniem. To soczewka, w której skupiają się jedne z największych wyzwań stojących dziś przed Kościołem katolickim w Polsce i na świecie.
