W kuluarach międzynarodowej dyplomacji pojawiły się doniesienia, które wywołały głębokie zaniepokojenie w stolicach europejskich i w samym Kijowie. Prestiżowe media, takie jak “Financial Times”, “Politico” oraz portal “Axios”, opublikowały informacje o rzekomym planie pokojowym dla Ukrainy, który miałby być wynikiem rozmów amerykańsko-rosyjskich. Krytyczną analizę tych propozycji przedstawił były ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce, Daniel Fried, którego głos w sprawach Europy Wschodniej od lat cieszy się dużym autorytetem. Jego ocena jest jednoznaczna: proponowane rozwiązania są nie tylko niepraktyczne, ale mogą stanowić egzystencjalne zagrożenie dla Ukrainy i podważyć bezpieczeństwo całego regionu.
Doniesienia medialne wskazują, że zaangażowany w przygotowanie planu miał być Steve Witkoff, specjalny wysłannik prezydenta USA. Proponowane warunki, choć nieoficjalne, brzmią alarmująco. Zakładają one bowiem daleko idące ustępstwa ze strony Kijowa. Mowa jest o oddaniu Rosji nieokupowanych jeszcze części Donbasu, co oznaczałoby de facto nagrodzenie agresora za jego działania. Co więcej, plan miałby narzucić Ukrainie drastyczne ograniczenia militarne, w tym pozbawienie jej broni dalekiego zasięgu oraz redukcję liczebności armii o ponad połowę. W zamian za te bolesne koncesje, Ukraina miałaby otrzymać amerykańskie gwarancje bezpieczeństwa. Taka konstrukcja budzi jednak fundamentalne pytania o jej wiarygodność i realne intencje.
Kulisy kontrowersyjnego planu pokojowego
Szczegóły rzekomego porozumienia, które wyciekły do mediów, malują obraz pokoju dyktowanego na warunkach, które w dużej mierze pokrywają się z maksymalistycznymi żądaniami Kremla. Kluczowym elementem jest demilitaryzacja Ukrainy. Ograniczenie potencjału obronnego państwa, które od ponad dwóch lat toczy heroiczną walkę o przetrwanie, jest postrzegane nie jako krok ku pokojowi, ale jako przygotowanie gruntu pod przyszłą, ostateczną agresję. Pozbawienie Kijowa zdolności do rażenia celów na dalekim dystansie oznaczałoby, że Rosja mogłaby bezkarnie gromadzić wojska i zaopatrzenie tuż przy granicy, nie obawiając się ukraińskiej odpowiedzi. To asymetria, która w sposób oczywisty faworyzuje agresora.
Równie problematyczna jest kwestia ustępstw terytorialnych. Zgoda na oddanie części Donbasu legitymizowałaby rosyjską aneksję i stanowiłaby niebezpieczny precedens dla porządku międzynarodowego. Byłby to sygnał, że siłowa zmiana granic w XXI wieku jest akceptowalna, co podważyłoby fundamenty, na których opiera się globalne bezpieczeństwo od zakończenia II wojny światowej. Daniel Fried, który jako dyplomata pracował nad rozszerzeniem NATO, doskonale rozumie te zagrożenia. Jego sprzeciw nie wynika z emocji, lecz z chłodnej, analitycznej oceny potencjalnych konsekwencji.
Głos doświadczenia – dlaczego były ambasador jest zaniepokojony?
Daniel Fried, komentując te doniesienia, określił je jako “okropne”. Jego niepokój budzi przede wszystkim wewnętrzna sprzeczność całego planu. Z jednej strony oferuje się Ukrainie amerykańskie gwarancje bezpieczeństwa, a z drugiej strony naciska się na jej rozbrojenie. Analiza, którą przedstawił były dyplomata, wskazuje na fundamentalne sprzeczności w proponowanym podejściu. Jak słusznie zauważa, taka konstrukcja naraża Stany Zjednoczone na bezpośrednie ryzyko wojny. Jeśli bowiem osłabiona militarnie Ukraina zostałaby ponownie zaatakowana przez Rosję, USA, jako gwarant jej bezpieczeństwa, musiałyby interweniować zbrojnie. To scenariusz, którego każda administracja w Waszyngtonie stara się unikać.
Fried podkreśla, że jest to odwrócenie dotychczasowej logiki amerykańskiej polityki, która zakładała wzmacnianie zdolności obronnych sojuszników, aby to oni mogli wziąć na siebie główny ciężar obrony. Proponowany plan idzie w dokładnie przeciwnym kierunku, czyniąc Ukrainę bezbronną i w pełni zależną od zewnętrznej pomocy. Taki model, gdzie byłyby gwarancje bez realnej siły obronnej, jest postrzegany jako recepta na przyszłą katastrofę. Fried, znany ze swojego zaangażowania w integrację Polski z NATO, wie, że wiarygodność Sojuszu opiera się na zasadzie “wszyscy za jednego”, ale również na realnej sile militarnej każdego z członków.
Gwarancje bezpieczeństwa czy iluzoryczna obietnica?
Koncepcja gwarancji bezpieczeństwa dla rozbrojonego państwa budzi w Ukrainie jak najgorsze skojarzenia. Ukraińcy doskonale pamiętają Memorandum Budapesztańskie z 1994 roku. W zamian za rezygnację z trzeciego co do wielkości arsenału nuklearnego na świecie, Kijów otrzymał wówczas zapewnienia o poszanowaniu jego suwerenności i integralności terytorialnej od USA, Wielkiej Brytanii i… Rosji. Historia pokazała, jak niewiele warte były te obietnice, gdy jeden z sygnatariuszy dokonał brutalnej agresji. Dlatego jakiekolwiek nowe gwarancje, które nie byłyby poparte twardymi, egzekwowalnymi mechanizmami, traktowane są z ogromną nieufnością.
Prawdziwe bezpieczeństwo Ukrainy, jak argumentuje wielu analityków, może zapewnić jedynie jej pełne członkostwo w NATO. Artykuł 5. Traktatu Północnoatlantyckiego jest jedyną znaną i sprawdzoną gwarancją, która skutecznie odstraszyła Rosję od ataku na państwa członkowskie. Proponowany w doniesieniach plan jest de facto próbą stworzenia substytutu, który nie daje realnego bezpieczeństwa, a jednocześnie zamyka Ukrainie drogę do Sojuszu. Rosja dąży do zniszczenia porządku, który były budowany przez dekady po zakończeniu Zimnej Wojny, a taki plan byłby krokiem w tym kierunku.
Sabotaż i presja – szerszy kontekst rosyjskich działań
Daniel Fried zwraca uwagę na jeszcze jeden istotny aspekt. Negocjowanie jakiegokolwiek porozumienia z Rosją musi uwzględniać jej agresywne działania prowadzone na wielu frontach, nie tylko w Ukrainie. Były ambasador podkreśla, że bierność wobec takich aktów jak niedawne próby sabotażu infrastruktury kolejowej w Polsce to błąd taktyczny. Jego zdaniem, Waszyngton i Bruksela powinny odpowiedzieć na te incydenty w sposób zdecydowany, na przykład poprzez zaostrzenie sankcji i wprowadzenie pełnego embarga finansowego na Rosję. Uważa on, że ustępstwa i brak reakcji na prowokacje jedynie rozzuchwalają Kreml.
Logika prezentowana przez Frieda jest prosta: nie można prowadzić skutecznej dyplomacji z pozycji słabości. Odrzuca on argument, jakoby wywieranie presji na Rosję mogło “zepsuć klimat do negocjacji”. Wręcz przeciwnie – to właśnie siła i determinacja Zachodu tworzą warunki, w których Kreml może być skłonny do realnych, a nie pozorowanych, rozmów pokojowych. Ustępowanie w obliczu szantażu i agresji jest drogą donikąd. Scenariusz, w którym byłyby podejmowane decyzje ponad głowami sojuszników, podważa fundamenty zaufania w NATO.
Niewiadome i przyszłość konfliktu
Na obecnym etapie doniesienia o amerykańsko-rosyjskim planie pokojowym pozostają niepotwierdzone. Wiele wskazuje na to, że były to jedynie rozmowy sondujące, ale ich treść wywołała uzasadniony niepokój. Pokazują one, jakie koncepcje mogą krążyć w niektórych kręgach politycznych i jak wielka jest pokusa, by szukać “prostych” rozwiązaň dla skomplikowanego konfliktu. Jednakże, jak pokazuje historia, pokój za wszelką cenę często okazuje się jedynie preludium do jeszcze większej wojny. Głosy takie jak Daniela Frieda są niezwykle cenne, ponieważ przypominają o strategicznych realiach i długofalowych konsekwencjach podejmowanych dziś decyzji.
Przyszłość Ukrainy, a wraz z nią stabilność całej Europy, zależy od tego, czy Zachód wykaże się cierpliwością, determinacją i jednością. Jakiekolwiek porozumienie pokojowe musi opierać się na poszanowaniu prawa międzynarodowego, suwerenności Ukrainy i jej prawie do samostanowienia. Oddawanie terytoriów i narzucanie demilitaryzacji byłoby nie tylko zdradą walczącego narodu, ale również strategicznym błędem, za który przyszłe pokolenia mogłyby zapłacić wysoką cenę. Dyskusja wokół rzekomego planu jest ostrzeżeniem, którego nie wolno ignorować. Dowiedz się więcej o stanowisku ekspertów w tej sprawie. Kluczowe jest, aby decyzje o przyszłości Ukrainy zapadały w Kijowie, a nie w wyniku zakulisowych targów ponad jego głową. Sprawdź analizy dotyczące geopolitycznych skutków wojny.
