Pamiętacie zespół Lostprophets i ich charyzmatycznego wokalistę, Iana Watkinsa? Kiedyś jego głos rozbrzmiewał na największych festiwalach, a tysiące fanów śpiewało z nim każdy refren. Dziś jednak świat obiega szokująca wiadomość o jego śmierci. Jego upadek był równie spektakularny, co brutalny, a finał tej mrocznej historii rozegrał się za kratami. To opowieść, która mrozi krew w żyłach i pokazuje, jak cienka jest granica między sławą a potępieniem.
Wszystko wydarzyło się w miejscu, które samo w sobie budzi grozę. Mowa o więzieniu Wakefield, jednym z najpilniej strzeżonych w całej Wielkiej Brytanii. To miejsce nazywane jest „Rezydencją Potworów”, ponieważ trafiają tam najgorsi z najgorszych. Seryjni mordercy, gwałciciele, terroryści – to właśnie oni byli sąsiadami Watkinsa zza celi. Czy można wyobrazić sobie bardziej przerażające otoczenie?
Więzienie, z którego nie ma ucieczki
Wakefield to prawdziwa twierdza. Mury tego więzienia widziały już niejedną mroczną historię, ale ta z pewnością przejdzie do jego kronik. Ian Watkins, odsiadujący wyrok 35 lat za potworne zbrodnie na dzieciach, od dawna był celem dla innych osadzonych. W świecie za kratami jego przestępstwa stawiały go na samym dnie hierarchii. Nienawiść wobec niego była wręcz namacalna.
Do ataku doszło w sobotni poranek. Według doniesień brytyjskich mediów, współwięzień zaatakował go ostrym narzędziem tuż po otwarciu cel. Rany były tak poważne, że mimo natychmiastowej interwencji, życia byłego muzyka nie udało się uratować. To był wyjątkowo brutalny atak, który wstrząsnął nawet najtwardszymi więźniami. To nie pierwszy raz, kiedy próbowano wymierzyć mu sprawiedliwość na własną rękę. Już wcześniej był celem ataków, co tylko pokazuje, jak bardzo był znienawidzony.
Brutalny finał znienawidzonego muzyka
Historia Iana Watkinsa to gotowy scenariusz na film. Z jednej strony mamy uwielbianego idola, lidera zespołu, który sprzedał miliony płyt. Ich hity, takie jak „Last Train Home”, nucił cały świat. Z drugiej strony krył się potwór, człowiek zdolny do niewyobrażalnego zła. Gdy w 2013 roku na jaw wyszły jego przerażające czyny, świat muzyki przeżył szok, a jego brutalny wizerunek pedofila na zawsze zastąpił obraz rockmana.
Zespół natychmiast się rozpadł, a fani w jednej chwili odwrócili się od swojego dawnego idola. Jego zbrodnie były niewyobrażalnie okrutne, a sąd nie miał dla niego litości. Watkins został nazwany „wyrachowanym pedofilem”, który nie okazał żadnej skruchy. Czy jego śmierć to forma sprawiedliwości, wymierzonej przez tych, którzy sami żyją poza prawem? To pytanie z pewnością zadaje sobie dziś wiele osób.
Jego historia to mrożące krew w żyłach studium upadku, w którym brutalny świat przestępczy ostatecznie wymierzył własną sprawiedliwość. To także przestroga, która pokazuje, że za blichtrem sławy mogą kryć się najmroczniejsze tajemnice. Jeśli ta historia Was zaintrygowała, przeczytajcie więcej o kulisach tej sprawy, a także zobaczcie inne historie o upadłych gwiazdach. Czasem prawda jest o wiele bardziej szokująca niż fikcja.