Derby Madrytu to zawsze coś więcej niż mecz. To bitwa o dumę, honor i panowanie w stolicy Hiszpanii. Tym razem jednak starcie na Wanda Metropolitano przerosło wszelkie oczekiwania. Nikt nie spodziewał się, że będziemy świadkami tak szalonego, wręcz kosmicznego spektaklu, który wstrząsnął całą La Ligą. Real Madryt, dotychczasowy lider bez ani jednej porażki, został brutalnie sprowadzony na ziemię przez rozpędzoną maszynę Diego Simeone.
Od pierwszego gwizdka sędziego było widać, że Atletico nie wyszło na boisko, by się bronić. Podopieczni Diego Simeone ruszyli na rywali z furią, jakiej dawno nie oglądaliśmy. Pressing, agresja i niesamowita determinacja zepchnęły Królewskich do głębokiej defensywy. To był jasny sygnał – na Wanda Metropolitano nie będzie taryfy ulgowej. Symboliczny cios zadał Giuliano Simeone, syn legendarnego trenera, który swoją asystą otworzył wynik spotkania, a na listę strzelców wpisał się Robin Le Normand.
Furia Rojiblancos od pierwszej minuty
Real Madryt, przyzwyczajony do dominacji, wyglądał na zdezorientowanego. Jednak mistrzowie potrafią uderzyć nawet w najtrudniejszym momencie. Młody Turek, Arda Güler, pokazał przebłysk geniuszu, obsługując podaniem Kyliana Mbappé, który z zimną krwią doprowadził do wyrównania. Chwilę później sam Güler wpisał się na listę strzelców, dając Królewskim prowadzenie. Wydawało się, że maszyna Ancelottiego wraca na właściwe tory, a Atletico zapłaci za swoją odwagę.
Nic bardziej mylnego. Tuż przed przerwą norweski wieżowiec, Alexander Sorloth, udowodnił swoją siłę w powietrzu, doprowadzając do remisu. To trafienie do szatni było zapowiedzią katastrofy, która miała nadejść w drugiej połowie.
Kosmiczne uderzenie i nokaut w drugiej połowie
Po zmianie stron na boisku istniała już tylko jedna drużyna. Faul w polu karnym na Nico Gonzalezie dał Atletico rzut karny. Mistrz świata z Argentyny, Julian Alvarez, podszedł do piłki z zimną krwią i pewnym strzałem wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Chwilę później ten sam zawodnik popisał się uderzeniem, które można opisać tylko jednym słowem: kosmiczne. Jego strzał z rzutu wolnego wylądował w siatce obok bezradnego Courtois, a Wanda Metropolitano eksplodowało z radości.
Real był na deskach, a Atletico nie zamierzało przestać. Dzieła zniszczenia w doliczonym czasie gry dopełnił Antoine Griezmann, ustalając wynik na 5:2. Atletico zagrało mecz niemal perfekcyjny, a ich pressing i skuteczność były po prostu kosmiczne. To był pokaz siły, który udowodnił, że ekipa Simeone wraca do gry o najwyższe cele.
Ta porażka to pierwszy i bardzo bolesny cios dla Realu Madryt w tym sezonie. Z kolei dla gospodarzy to coś więcej niż trzy punkty. Jeśli chcesz zgłębić taktyczne aspekty tego spotkania, dowiedz się więcej na ten temat, a jeżeli interesują Cię inne niespodziewane wyniki w La Liga, sprawdź także ten artykuł. To zwycięstwo to potężny zastrzyk energii dla Rojiblancos i dowód, że w tym sezonie czeka nas jeszcze kosmiczne ściganie o mistrzostwo.