Bezbramkowy remis na tablicy wyników, ale w sercach kibiców istna burza! Mecz Legii Warszawa z Jagiellonią Białystok miał być taktyczną batalią, a stał się areną sędziowskich kontrowersji, które rozpalają dyskusje na długo po ostatnim gwizdku. Pozostaje fundamentalne pytanie, czy Legia Warszawa została okradziona z co najmniej jednego rzutu karnego, który mógł odmienić losy tego starcia. Dwie sytuacje, dwa zagrania ręką w polu karnym gości i dwie decyzje arbitra, które budzą ogromne wątpliwości. Emocje sięgają zenitu, a my przyglądamy się im z bliska!
Parada Romańczuka, czyli nowa definicja wślizgu
Pierwszy akt dramatu rozegrał się z udziałem Tarasa Romańczuka. Pomocnik Jagiellonii rzucił się, by zablokować dośrodkowanie Arkadiusza Recy. To nie był klasyczny wślizg, to była interwencja rodem z siatkówki plażowej! Piłka trafiła go w rękę, która była daleko od ciała, nienaturalnie powiększając jego obrys. Sędzia Damian Sylwestrzak uznał to za rękę podpierającą, ale powtórki pokazują coś innego. Romańczuk dosłownie leciał w powietrzu, a jego ręka nie miała kontaktu z murawą aż do momentu zablokowania piłki.
Podejmując takie ryzyko, zawodnik musi liczyć się z konsekwencjami. Jego ciało nie sunęło po ziemi, co mogłoby tłumaczyć takie ułożenie ręki. Zamiast tego, widzieliśmy desperacką paradę, która skutecznie zatrzymała groźną akcję. W takich okolicznościach brak reakcji sędziego i wozu VAR jest po prostu niezrozumiały dla tysięcy fanów na trybunach i przed telewizorami.
Czy Pelmard zagrał w ręczną? Ręka, która wstrząsnęła stolicą
Druga kontrowersja to już historia z udziałem Andy’ego Pelmarda. Obrońca gości znalazł się na drodze piłki zagrywanej przez Pawła Wszołka. Futbolówka nie leciała z ogromną prędkością, a dystans był spory. Pytanie brzmi, czy obrońca Jagiellonii świadomie powiększył obrys ciała, wykonując ruch ręką w kierunku piłki. Analiza wideo sugeruje, że tak właśnie było. Jego łokieć wyraźnie odstawał od tułowia, a mięśnie były napięte, co wskazuje na intencjonalność zagrania.
To nie była przypadkowa sytuacja, gdzie piłka trafia w rękę. Wyglądało to na świadomy ruch, mający na celu zablokowanie dośrodkowania. Pelmard miał czas na inną reakcję, mógł schować rękę za plecy lub ułożyć ją wzdłuż ciała. Zdecydował inaczej, a sędzia po raz kolejny pozostał niewzruszony. Taka decyzja podważa zaufanie do systemu sędziowskiego, który powinien być precyzyjny i sprawiedliwy.
VAR śpi, a emocje wrzą
Największym skandalem w obu sytuacjach jest jednak bierność sędziów VAR. Po co nam technologia, skoro w tak kluczowych i niejednoznacznych momentach nie jest wykorzystywana? Arbiter główny ani razu nie podbiegł do monitora, by osobiście zweryfikować swoje decyzje. To rodzi kolejne pytanie: czy system VAR, który miał eliminować błędy, sam nie staje się źródłem frustracji? Kibice czują się oszukani, a piłkarze bezradni, gdy technologia zawodzi w najważniejszych chwilach.
Mecz zakończył się podziałem punktów, ale pozostawił po sobie gorzki smak niedosytu i poczucie niesprawiedliwości. Ostatecznie nie dowiemy się, czy takie mecze na zawsze pozostaną naznaczone piętnem sędziowskich wątpliwości. Aby lepiej zrozumieć zawiłości przepisów, przeczytaj więcej na ten temat, a jeśli chcesz poznać inne głośne kontrowersje, zobacz również podobny artykuł. Jedno jest pewne – polska piłka potrzebuje transparentności i konsekwencji, by emocje znów skupiały się wyłącznie na tym, co dzieje się na boisku.