Home / Sport / Były mistrz Polski na deskach! Szokująca klęska Motoru i gorzka analiza eksperta

Były mistrz Polski na deskach! Szokująca klęska Motoru i gorzka analiza eksperta

Złota tarcza z trzema strzałami trafiającymi w środek, symbolizująca porażkę Motoru.

To, co wydarzyło się na toruńskiej Motoarenie, wstrząsnęło całym żużlowym światem. Orlen Oil Motor Lublin, hegemon ostatnich lat, został rzucony na kolana przez rozpędzone Anioły z Torunia. Wynik 54:36 to nie jest porażka, to jest nokaut. Były zawodnik i trener Motoru, Jerzy Głogowski, nie ma wątpliwości – to był demontaż, który obnażył każdą słabość mistrza. Pytanie, które zadają sobie wszyscy kibice, brzmi: czy to tylko wypadek przy pracy, czy początek końca wielkiej dynastii?

Fundamenty runęły: Analiza porażki

Przez cały sezon Motor opierał swoją siłę na kilku filarach: piekielnie mocnych liderach, niezawodnych obcokrajowcach i formacji juniorskiej, która była postrachem całej ligi. W Toruniu jednak cała ta misterna konstrukcja zawaliła się z hukiem. Sam Bartosz Zmarzlik to za mało, aby wygrać finał Ekstraligi. Kiedy wsparcia nie dają tacy zawodnicy jak Fredrik Lindgren czy Jack Holder, syreny alarmowe muszą wyć na całą Lubelszczyznę. Holder, wychowany na toruńskim owalu, był cieniem samego siebie, a Szwedowi brakowało pomysłu na skuteczną walkę.

Jednak największy dramat rozegrał się tam, gdzie Motor był dotychczas najmocniejszy. Formacja młodzieżowa, która przez lata dostarczała bezcenne punkty, tym razem zawiodła na całej linii. Kontuzja Wiktora Przyjemskiego była ciosem, ale błędy popełniane na dystansie przez jego kolegów pokazały, że coś w maszynie Macieja Kuciapy przestało działać. Toruńska młodzież okazała się cichym bohaterem wieczoru, kradnąc punkty, które mogły odwrócić losy meczu.

Były filar drużyny teraz jej największą słabością?

Jerzy Głogowski w swojej analizie trafia w sedno. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów to juniorzy rywala okazali się lepsi. Były to czasy, gdy juniorzy Motoru decydowali o zwycięstwach w kluczowych momentach. Teraz ten atut zniknął, a w jego miejscu pojawiła się ogromna dziura. To pokazuje, jak bardzo zależna jest drużyna od każdego ogniwa. Kiedy jeden element wypada z gry, cała układanka się sypie, a rywal bezlitośnie to wykorzystuje.

Brak pomysłu na tor, zagubienie w ustawieniach i momentami brak woli walki – to najcięższe zarzuty, które padają pod adresem lubelskiej ekipy. Przygotowania na innym obiekcie nie przyniosły żadnego rezultatu. Toruń pokazał, że jest u siebie prawdziwą twierdzą, a goście wyglądali, jakby przyjechali tam po najniższy wymiar kary, a nie po obronę tytułu.

Cud nad Bystrzycą? Matematyka jest bezlitosna

Były już w historii żużla wielkie powroty, ale to zadanie wydaje się niemal niemożliwe. Osiemnaście punktów straty to w żużlu przepaść. Aby odrobić taki deficyt, Motor musiałby pojechać mecz perfekcyjny, graniczący z cudem. Każdy bieg musiałby być wygrany podwójnie, a zawodnicy z Torunia musieliby popełniać błąd za błędem. To scenariusz rodem z filmu science-fiction, a nie z realnej sportowej rywalizacji.

Nadzieja umiera ostatnia, a lubelski tor jest ogromnym atutem gospodarzy. Aby w pełni zrozumieć skalę wyzwania, warto zgłębić historię żużlowych finałów. Przeczytaj więcej na ten temat, a także zobacz również podobny artykuł o największych comebackach w sporcie. Rewanż w Lublinie będzie ostatecznym testem charakteru dla drużyny, która znalazła się na skraju przepaści. Wszyscy zastanawiają się, czy to chwilowy kryzys, czy może były mistrz stracił swój blask na dobre.

Zobacz także:

Tagi:

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *